Gnałam za Kastielem w stronę dziedzińca. Czułam się strasznie...Byłam PEWNA, że to z mojego powodu to się stało. Gdy stanęliśmy razem przed karetką chłopak zaczął
Kas: Czy ona też może jechać ? -Zapytał ratownika stojącego obok. Mężczyzna popatrzył na mnie i westchnął
Rat: Tak. Ale nikt inny. Wejdźcie do karetki. Musimy szybko dojechać do szpitala- W pośpiechu weszliśmy do pojazdu a zaraz po nas wszedł ratownik zamykając drzwi. Karetka ruszyła w stronę szpitala. Patrzyłam na Julie leżącą nieruchomie na noszach.
Sar: Wiesz czemu to zrobiła ? -Zapytałam cichym głosem. Chłopak popatrzył na mnie. Wyglądał jakby zastanawiał się, czy mi powiedzieć.
Kas:...Lysander powiedział mi, o rozmowie Julii z Rozalią. Dzisiaj zacząłem rozmawiać na ten temat z Julią. Trochę się zdenerwowała i...
Sar:...Więc to z mojej winy...Mogłam siedzieć sama w tym cholernym mieście a nic by się nie stało! -Krzyknęłam. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że powiedziałam coś, czego nie miałam mówić. Odwróciłam głowę a z moich oczu poleciały łzy...Nie dałam rady...Gdyby nie ja, Julia siedziała by właśnie w ławce ze swoimi przyjaciółkami...Po moich rozmyślaniach poczułam jak karetka staje. Ratownik wybiegł szybko i otworzył tyle drzwi karetki. Wyskoczyliśmy przez nie a zaraz za nami ratownicy z Julią. Pobiegli w stronę drzwi od szpitala. Bez zastanowienia popędziliśmy za nimi. Gdy byliśmy już w środku pomaszerowaliśmy do sali do której przed chwilą wprowadzili Julię. W momencie, gdy moje palce dotknęły klamki poczułam na moim ramieniu rękę. Popatrzyłam w tamtą stronę. Widziałam za mną doktora.
Dok: Przepraszam. Nie można teraz wchodzić. Proszę poczekajcie tutaj -Wskazał na wolne krzesła. Razem z Kastielem oklapliśmy na siedzenie. Czekaliśmy tak dobre kilkadziesiąt minut. W momencie, gdy chciałam się odezwać z sali wyszedł doktor. Od razu wyskoczyłam z krzesła i podbiegłam do niego
Sar: Doktorze! Wszystko z nią dobrze ? -Zapytałam zdyszana
Dok: Tak, tak. Podaliśmy jej krew 0Rh-. Na razie jest w śpiączce ale za kilka godzin powinna się obudzić.-Powiedział spokojnie i odszedł. Wróciłam na miejsca obok Kastiela ponownie zatapiając się w niezręcznej ciszy. Po kilku minutach usłyszałam dzwonek telefonu. Kastiel wyprostował się wyciągając czarny telefon z kieszeni. Popatrzyłam na niego ale od razu odwróciłam wzrok. Przez przypadek usłyszałam z kim rozmawia i o czym
Kas: Halo ?
Lys: Kastiel! Dowiedziałem się od Rozalii, że ty i Sara pojechaliście do szpitala. Coś się stało ?
Kas: Tak. Przyjedź tu to wszystko ci powiem -Powiedział Kastiel rozłączając się. Sprawdziłam godzinę. Była 18:42. Patrzyłam w niekończącą się oddal i rozmyślałam. O czym ? Sama nie wiem...O wszystkim po trochu. Moją wspaniałą ciszę zakłócił dzwoniący telefon. Wstałam i skierowałam się do najbliższego kąta i odebrałam.
Ti: Sara! Gdzie ty jesteś dziecko?! -Wykrzyknęła od razu zdenerwowana ciotka
Sar: Ciociu! Nic się nie stało. Jestem w szpitalu. -Powiedziałam spokojnie
Ti: W szpitalu?! Co się stało!? -Wykrzyczała jeszcze bardziej zdenerwowana ciotka
Sar: Mi nic! Przyjechałam tu dla...dla...dla mojej przyjaciółki -Powiedziałam wahając się.
Ti: Uff...Na pewno bardzo się lubicie, jak przyjechałaś tam dla niej...-Odpowiedziała spokojnie ciotka
Sar: Tak...-Odpowiedziałam nieco przybita.
Ti: Dobrze...Zadzwoń, gdybym miała po ciebie przyjechać. Pa -Powiedziała powoli. Siedzieliśmy tak kilka minut. W pewnym momencie poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. Odruchowo wyjęłam telefon. Widniała na nim godzina 22:00. Postanowiłam poddać się ciągle narastającemu uczuciu senności. Pod moją brodę podwinęłam kolana i zamknęłam oczy. Po kilku chwilach odpłynęłam w świat snów. Po kilkugodzinnym spaniu obudził mnie głośny trzask drzwi. Otworzyłam szybko oczy i podniosłam głowę. Zaspanymi oczyma spostrzegłam doktora wychodzącego z sali. Szybko do niego podbiegłam a zaraz za mną wstawił się Kastiel. Kątem oka dostrzegłam Lysandra który właśnie stał zdyszany na korytarzu.
Dok: To wy przyjechaliście tu z Julią?
Sar, Kas: Tak -Odpowiedzieliśmy w tym samym momencie.
Kas: Czy z Julią wszystko w porządku ? -Zapytał zdenerwowany Kastiel.
Dok: Czuje się lepiej -Oboje odetchnęliśmy z ulgą.- Ale ma amnezję. -Patrzyłam na doktora ze zdziwieniem. Po krótkiej chwili poczułam jak moje usta zaczynają się lekko trząść a zaraz po tym moje oczy napełniły się łzami. Szybko pobiegłam do najbliższego kąta. Zsunęłam się na ziemię zasłaniając moje zapłakane oczy rękoma. Nie mogłam w to uwierzyć. To wszystko przeze mnie. Mogła bym wylądować na jej miejscu...Byle by wszystko było dobrze...Usłyszałam jak obok mnie ląduje Kastiel.
Lys: Kastiel...EJ KASTIEL! Słyszysz mnie? -Powiedział zaniepokojony- Wszystko w porządku ?
Kas: NIE! Nic nie jest w porządku! Jak cokolwiek miałoby pójść dobrze?!
Lys: Co się stało ? -Zapytał jeszcze bardziej zaniepokojony. W tym momencie podniosłam moją zapłakaną twarz. Kastiel siedział obok mnie z zaciśniętymi pięściami. Nad nim stał przerażony Lysander.
Kas: Julia ma amnezję. -Powiedział odwracając głowę. Lysander w mgnieniu oka zbladł i osunął się na ziemię. Siedzieliśmy tak w kompletnej ciszy przez kilka minut. W pewnym momencie przed nami stanął doktor.
Dok: Julia chce zobaczyć waszą trójkę. Chodźcie za mną -Powiedział z uśmiechem. Jak torpedy wystrzeliliśmy za nim. Po chwili staliśmy już w sali patrząc na blondynkę leżącą na białym łóżku
Dok: Julia...Twoi przyjaciele przyszli -Powiedział robiąc krok do przodu. Dziewczyna szybko otworzyła oczy i popatrzyła w naszą stronę.
Dok: Zostawię was samych. W razie czego wołajcie -Powiedział wychodząc z sali. Staliśmy w bezruchu patrząc na dziewczynę. Po chwili Kastiel podszedł do niej powoli i usiadł na krześle obok łóżka. Mogłam dostrzec jak łapie ją za rękę.
Kas: Julia...Pamiętasz mnie ? -Zapytał z nadzieją w głosie. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy.
Jul: N-Nie -Powiedziała kiwając przecząco głową. Chłopak spuścił zawiedziony głowę. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam głośnym płaczem. Wszyscy skierowali oczy na mnie.
Lys: Sara...Nie martw się...
Sar: Czym mam się nie martwić!? To wszystko przeze mnie! PRZEZE MNIE! Mogłam siedzieć w tym głupim domu dziecka! Wszystko były by lepiej! -Wykrzyczałam na całe gardło. Lysander patrzył mi prosto w oczy. Nie mogłam tak tu stać. Musiałam wyjść. Bez zastanowienia wybiegłam z sali a zaraz po tym z budynku. Nie patrzyłam przed siebie. Łzy zasłoniły mi cały widok. W pewnym momencie usłyszałam głos Lysandra
Lys: Sara! Uważaj! -Krzyknął chłopak. Szybko przetarłam oczu i popatrzyłam w bok. Dostrzegłam tylko światła samochodu. Zamknęłam oczy. W pewnym momencie poczułam jak coś lub ktoś odpycha mnie na bok. Otworzyłam oczy. Leżałam na zimnym betonie przytulona do Lysandra. Poczułam się troszkę nieswojo. Lysander szybko oswobodził mnie z uścisku i zaprowadził na chodnik.
Sar: Dziękuję...-Powiedziałam cicho odwracając wzrok.
Lys: Niema za co. Następnym razem uważaj na siebie. -Powiedział otrzepując płaszcz
Sar: Ja...Ja już pójdę...-Powiedziałam cicho pociągając nosem.
Lys: Odprowadzę cię...Nie ma mowy abyś szła sama o tej godzinie. -Powiedział stanowczo. Przytaknęłam. Nie chciałam się mu sprzeciwiać. Całą drogę przeszliśmy w ciszy. Gdy dotarliśmy przed drzwi mojego domu spojrzałam prosto w oczy Lysandra.
Sar: Dziękuję, że mnie odprowadziłeś...-Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Lys: Przyjemność po mojej stronie. -Powiedział i ukłonił się. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Sar: Do zobaczenia jutro -Powiedziałam. Chłopak pomachał i odszedł. Zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam do swojego pokoju. Szybko przebrałam się w piżamę i podreptałam w stronę okna. Nie wiem czemu ale zaczęłam nucić jakąś piosenkę. Bardzo mnie uspokoiła. Po kilku minutowym śpiewaniu postanowiłam pójść spać. Podeszłam do łóżka i po kilku sekundach znajdowałam się już pod kołdrą. Próbowałam jak najszybciej zasnąć. Moje życzenia spełniło się i odpłynęłam w głęboki sen zapominając o dzisiejszym dniu...
piątek, 27 maja 2016
poniedziałek, 9 maja 2016
Rozdział IV
Obudziłam się przed siódmą. Postanowiłam więc na spokojnie się ogarnąć. Wzięłam czarne jeansy i czerwony sweter i ruszyłam do łazienki. Zrobiłam to co zawsze. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zrobiłam sobie makijaż. Spojrzałam na telefon. Była godzina 7:28. Spakowałam do plecaka klucze, telefon, portfel oraz książki potrzebna na dzisiejsze lekcje. Zeszłam powoli na dół. Nie byłam głodna więc od razu ubrałam moje ulubione glany i wyszłam z domu. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam moją ulubioną playlistę. Pod szkołą byłam około godziny 7:40. Wyjęłam słuchawki i podreptałam do wejścia. Udałam się do sali w której odbywać się miała historia. Gdy usiadłam w wolnej ławce wyjęłam kartkę i zaczęłam rysować. Narysowałam jakiegoś motyla. Gdy skończyłam rysować schowałam kartkę i czekałam na nauczyciela. Gdy dzwonek zadzwonił do klasy wszedł Farazowski. Zaczął sprawdzać obecność a potem oznajmił
Fara: Dzień Dobry wszystkim! Na dzisiejszej lekcji będziemy pracować w grupach. Jeśli siedzicie sami proszę dosiąść się do kogoś innego, kto też siedzi sam. -Po tych słowach zaczęłam rozglądać się po klasie. Po kilku sekundach rozglądanie się dostrzegłam maszerującego w moją stronę Lysandra.
Lys: Mogę się przysiąść ? -Zapytał z uśmiechem. Odpowiedziałam mu tym samym gestem a on zajął miejsce obok mnie. Farazowski rozdał każdej parze karty pracy. Od razu zabraliśmy się do wypełniania jej. Cały czas patrzyłam na kartę. Nie miałam odwagi popatrzeć w oczy chłopakowi. Byłam strasznie onieśmielona ale starałam się to ukrywać. Skończyliśmy przed czasem, więc mogliśmy robić co chcemy. Ja postanowiłam wyjąć drugą kartkę i narysować coś innego. Podczas rysowania kątem oka dostrzegłam jak Lysander przypatruje się mojej twarzy. Popatrzyłam na niego
Zmieszał się trochę
Lys: Piękne rysujesz...-Szepnął cicho. Uśmiechnęłam się zarumieniona. Wróciłam do rysowania. Rysowałam walczące wilki. Gdy dzwonek rozbrzmiał po klasie wszyscy wylecieli z klasy. Schowałam kartkę do plecaka i wyszłam na korytarz. Usiadłam na ławce i oparłam głowę o ręce i zaczęłam czekać na dzwonek. Gdy przede mną przejść miał Lysander zatrzymał się i spojrzał na mnie.
Lys: Saro...Co ci się stało ? -Zapytał poważnym tonem. Wyprostowałam się. Dopiero teraz poczułam, ze z nosa leci mi krew.
Sar: Cholera...-Wyszeptałam i pobiegłam do łazienki. Umyłam krew ale to nic nie dało.
Lys: Wszystko dobrze ? -Zapytał stojąc w drzwiach do damskiej toalety.
Sar: Tak, tak...-Odpowiedziałam próbując zatamować krwotok. Po chwili poczułam na karku coś zimnego. Odwróciłam wzrok. Za mną stał Lysander trzymający swoją rękę na moim karku.
Lys: Pochyl głowę do przodu. -Powiedział spokojnie. Postąpiłam zgodnie z jego poleceniem. Po chwili krwotok ustał a ja mogłam wreszcie się wyprostować
Sar: Dziękuję za pomoc -Powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Lys: Nie ma za co...Każdy postąpił by tak na moim miejscu -Powiedział z takim samym uśmiechem jak ja. Wyszliśmy z łazienki. Na korytarzu był straszny tłok. Przecisnęłam się przez tłum ludzi. W środku kręgu który zrobili uczniowie, stało dwóch chłopaków. Brunet i Czerwonowłosy. (Będę podpisywać Cz i Br)
Cz: I jak tam po wczorajszym pranku ? -Zapytał z uśmiechem
Br: To ty mnie uderzyłeś! Na pewno dałbym sobie radę z takim durniem jak ty! -Krzyknął drugi. Obydwaj wyglądali na wkurzonych.
Cz: Jeszcze ci mało ? -Zapytał czerwonowłosy podchodząc do niego. Gdy miał się już zamachnąć, pomiędzy nimi stanął Farazowski.
Fara: A co tu się dzieje ?! Obydwaj do dyrektorki! Natychmiast! A wy się rozejdźcie! -Zwrócił się do chłopaków którzy teraz naburmuszeni maszerowali do gabinetu dyrektorki. Ja także odeszłam. gdy odwróciłam się aby porozmawiać z Lysandrem, nie było go za mną. Zaczęłam się rozglądać ale i tak nie mogłam go dojżeć. Zrezygnowana pomaszerowałam w stronę klasy w której odbyć się miał Polski. Gdy przekroczyłam próg klasy zajęłam miejsce po prawej stronie i zaczęłam czekać na nauczyciela. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy uczniowie rozeszli się po klasie i zajęli swoje miejsca. Chwilę po tym przyszła nauczycielka i rozpoczęła lekcje. Nauczycielka postanowiła zacząć powtórki z gimnazjum. Napisała na tablicy temat który brzmiał ,,Epoki Literackie". Bardzo dobrze go znałam więc przestałam słuchać nauczycielki i odpłynęłam w świat myśli i zakłopotań. Siedziałam tak dobra kilkanaście minut aż usłyszałam.
Nau: Widzę, że ktoś mnie nie słucha. Sara! Do odpowiedzi! -Wykrzyczała na całą klasę. Wstałam zażenowana i odpowiadałam na pytania. Zdziwiłam się bardzo bo dostałam czwórkę. Klapnęłam na miejsce teraz już słuchając nauczycielki. Kilkanaście minut później, gdy pisaliśmy notatkę w zeszycie do klasy wpadł cały zdyszany czerwonowłosy. Miał podartą koszulkę z kilkoma plamami krwi. Wszyscy skierowali na niego wzrok
Nau: Kastiel, lekcja zaczęła się 35 minut temu! Jak śmiesz wlatywać do klasy w środku lekcji!? I co to za krew ?!?! -Krzyknęła zdenerwowana nauczycielka.
Kas: Proszę Pani, znalazłem Julią w szatni z pociętymi rękoma. Przyjechała po nią karetka i jadę z nimi! Proszę nie zwolnić! -Odpowiedział chłopak. Nauczycielka popatrzyła na niego z przerażeniem w oczach. O nie...coś czuję, że mam z tym coś wspólnego. Wstałam szybko z krzesła
Sar: JADĘ Z WAMI!- Powiedziałam stanowczo. Nauczycielka postanowiła nas zwolnić a my ruszyliśmy w stronę karetki
*****************************************************
Ludzie! Przepraaaaszam, że tak krótko ale wiecie jak to jest gdy się na kimś wzoruje...Jednemu wychodzi dłużej, innemu krócej...W każdym razie zapraszam na blog Juli!
Fara: Dzień Dobry wszystkim! Na dzisiejszej lekcji będziemy pracować w grupach. Jeśli siedzicie sami proszę dosiąść się do kogoś innego, kto też siedzi sam. -Po tych słowach zaczęłam rozglądać się po klasie. Po kilku sekundach rozglądanie się dostrzegłam maszerującego w moją stronę Lysandra.
Lys: Mogę się przysiąść ? -Zapytał z uśmiechem. Odpowiedziałam mu tym samym gestem a on zajął miejsce obok mnie. Farazowski rozdał każdej parze karty pracy. Od razu zabraliśmy się do wypełniania jej. Cały czas patrzyłam na kartę. Nie miałam odwagi popatrzeć w oczy chłopakowi. Byłam strasznie onieśmielona ale starałam się to ukrywać. Skończyliśmy przed czasem, więc mogliśmy robić co chcemy. Ja postanowiłam wyjąć drugą kartkę i narysować coś innego. Podczas rysowania kątem oka dostrzegłam jak Lysander przypatruje się mojej twarzy. Popatrzyłam na niego
Zmieszał się trochę
Lys: Piękne rysujesz...-Szepnął cicho. Uśmiechnęłam się zarumieniona. Wróciłam do rysowania. Rysowałam walczące wilki. Gdy dzwonek rozbrzmiał po klasie wszyscy wylecieli z klasy. Schowałam kartkę do plecaka i wyszłam na korytarz. Usiadłam na ławce i oparłam głowę o ręce i zaczęłam czekać na dzwonek. Gdy przede mną przejść miał Lysander zatrzymał się i spojrzał na mnie.
Lys: Saro...Co ci się stało ? -Zapytał poważnym tonem. Wyprostowałam się. Dopiero teraz poczułam, ze z nosa leci mi krew.
Sar: Cholera...-Wyszeptałam i pobiegłam do łazienki. Umyłam krew ale to nic nie dało.
Lys: Wszystko dobrze ? -Zapytał stojąc w drzwiach do damskiej toalety.
Sar: Tak, tak...-Odpowiedziałam próbując zatamować krwotok. Po chwili poczułam na karku coś zimnego. Odwróciłam wzrok. Za mną stał Lysander trzymający swoją rękę na moim karku.
Lys: Pochyl głowę do przodu. -Powiedział spokojnie. Postąpiłam zgodnie z jego poleceniem. Po chwili krwotok ustał a ja mogłam wreszcie się wyprostować
Sar: Dziękuję za pomoc -Powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Lys: Nie ma za co...Każdy postąpił by tak na moim miejscu -Powiedział z takim samym uśmiechem jak ja. Wyszliśmy z łazienki. Na korytarzu był straszny tłok. Przecisnęłam się przez tłum ludzi. W środku kręgu który zrobili uczniowie, stało dwóch chłopaków. Brunet i Czerwonowłosy. (Będę podpisywać Cz i Br)
Cz: I jak tam po wczorajszym pranku ? -Zapytał z uśmiechem
Br: To ty mnie uderzyłeś! Na pewno dałbym sobie radę z takim durniem jak ty! -Krzyknął drugi. Obydwaj wyglądali na wkurzonych.
Cz: Jeszcze ci mało ? -Zapytał czerwonowłosy podchodząc do niego. Gdy miał się już zamachnąć, pomiędzy nimi stanął Farazowski.
Fara: A co tu się dzieje ?! Obydwaj do dyrektorki! Natychmiast! A wy się rozejdźcie! -Zwrócił się do chłopaków którzy teraz naburmuszeni maszerowali do gabinetu dyrektorki. Ja także odeszłam. gdy odwróciłam się aby porozmawiać z Lysandrem, nie było go za mną. Zaczęłam się rozglądać ale i tak nie mogłam go dojżeć. Zrezygnowana pomaszerowałam w stronę klasy w której odbyć się miał Polski. Gdy przekroczyłam próg klasy zajęłam miejsce po prawej stronie i zaczęłam czekać na nauczyciela. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy uczniowie rozeszli się po klasie i zajęli swoje miejsca. Chwilę po tym przyszła nauczycielka i rozpoczęła lekcje. Nauczycielka postanowiła zacząć powtórki z gimnazjum. Napisała na tablicy temat który brzmiał ,,Epoki Literackie". Bardzo dobrze go znałam więc przestałam słuchać nauczycielki i odpłynęłam w świat myśli i zakłopotań. Siedziałam tak dobra kilkanaście minut aż usłyszałam.
Nau: Widzę, że ktoś mnie nie słucha. Sara! Do odpowiedzi! -Wykrzyczała na całą klasę. Wstałam zażenowana i odpowiadałam na pytania. Zdziwiłam się bardzo bo dostałam czwórkę. Klapnęłam na miejsce teraz już słuchając nauczycielki. Kilkanaście minut później, gdy pisaliśmy notatkę w zeszycie do klasy wpadł cały zdyszany czerwonowłosy. Miał podartą koszulkę z kilkoma plamami krwi. Wszyscy skierowali na niego wzrok
Nau: Kastiel, lekcja zaczęła się 35 minut temu! Jak śmiesz wlatywać do klasy w środku lekcji!? I co to za krew ?!?! -Krzyknęła zdenerwowana nauczycielka.
Kas: Proszę Pani, znalazłem Julią w szatni z pociętymi rękoma. Przyjechała po nią karetka i jadę z nimi! Proszę nie zwolnić! -Odpowiedział chłopak. Nauczycielka popatrzyła na niego z przerażeniem w oczach. O nie...coś czuję, że mam z tym coś wspólnego. Wstałam szybko z krzesła
Sar: JADĘ Z WAMI!- Powiedziałam stanowczo. Nauczycielka postanowiła nas zwolnić a my ruszyliśmy w stronę karetki
*****************************************************
Ludzie! Przepraaaaszam, że tak krótko ale wiecie jak to jest gdy się na kimś wzoruje...Jednemu wychodzi dłużej, innemu krócej...W każdym razie zapraszam na blog Juli!
poniedziałek, 2 maja 2016
Rozdział III
Obudziły mnie szmery dochodzące z kuchni. Gdy otworzyłam oczy przypomniałam sobie o szkole. Jak oparzona wyskoczyłam spod kołdry i pognałam do szafy. Wzięłam czarną sukienkę z zielonymi dodatkami oraz czarne glany i pognałam do łazienki. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone a makijaż lekki. Gdy byłam już gotowa ubrałam sukienkę i w podskokach wróciłam do domu. Spakowałam do plecaka dokumenty i wyszłam z pokoju z plecakiem na ramieniu. Gdy zeszłam na dół miałam jeszcze półgodziny do rozpoczęcia lekcji. W momencie gdy stanęłam na ostatnim schodku usłyszałam głos ciotki.
Ti: Pęknie wyglądasz Saro -Powiedziała Titi stojąca w wejściu do kuchni
Sar: Dziękuje -Odparłam ze szczerym uśmiechem. Ciotka odwzajemniła gest a zaraz po tym dało się poczuć nieprzyjemny zapach spalenizny. Ciotka od razu pobiegła do kuchni. Gdy zdołałam zrozumieć co się dzieje Titi już wyrzucała do kosza spalone naleśniki.
Ti: Kurczę...Przepraszam cię...To miała być niespodzianka. No nic...Dziś musisz kupić sobie coś na śniadanie. Ja jestem już spóźniona. Do zobaczenia Kochana! -Powiedziała zamykając za sobą drzwi. Bez zastanowienia zarzuciłam na ramiona moją ulubioną ramoneskę i wyszłam z domu. Dzisiejszy dzień był chłodny. Wiatr pochylał gałęzie drzew ku ziemi. Szłam wolno w stronę szkoły rozmyślając co może mi się dzisiaj przydarzyć. Miałam nadzieję, że po drodze spotkam Alexego ale niestety nigdzie go nie było. Po chwili usłyszałam kobiece głosy. Po drugiej stronie ulicy dojrzałam blondynkę, szatynkę, brunetkę, dwie dziewczyny o fioletowych włosach, jedna ciemnych druga jasnych i jedną dziewczynę o białych włosach i drugą o rudych włosach. Rozmawiały o czymś zawzięcie. Po chwili przyglądania im się jedna z dziewczyn mnie zauważyła. Zażenowana odwróciłam wzrok i poszłam przed siebie. Wiedziałam, że nie będzie dziś łatwo. Gdy wkroczyłam na dziedziniec a zaraz potem na korytarz nikt na mnie nie patrzył. Szłam przed siebie rozglądając się. Ostatnim razem nie mogłam dojrzeć, że ta szkoła jest taka duża. Podczas rozglądania się ktoś złapał mnie za ramię a ja gwałtownie się odwróciłam.
...: Dzień dobry. Czy ty jesteś Sara Meast ? -Za mną stał wysoki blondyn w koszuli nie niebieskim krawacie. Patrzył mi prosto w oczy, przez co poczułam się trochę nieswojo.
Sar: Tak, to ja. -Odpowiedziałam po chwili
...: Swietnie. Wczoraj nie zdążyłem cię złapać. Czy mogłabyś mi poświecić kilka minut ?
Sar: Tak, Jasne! -Odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i wskazał gestem abym szła za nim. Posłusznie ruszyłam przez tłum aż w końcu znalazłam się w niebieskim pomieszczeniu. Blondyn usiadł przed biurkiem a ja usiadłam z drugiej strony.
...: Więc Tak...Nazywam się Nataniel. Jestem głównym gospodarzem. Gdybyś potrzebowała zwolnienia lub coś w tym stylu możesz zawsze tu przyjść. Dobrze...Więc do rzeczy...Potrzebuję od ciebie zdjęcia oraz dokumentów które wczoraj dostarczyła ci jedna dziewczyna. Masz je przy sobie ? -Powiedział Nataniel. Od razu wyjęłam z plecaka dokumenty i położyłam je na stoliku.
Nat: Dobrze...A więc...Prosił bym, abyś jutro przyniosła mi twoje zdjęcie. Tu masz kartkę z numerem oraz kodem do szafki. Teraz będziesz miała muzykę w klasie 126. Do zobaczenia -Powiedział podając mi kartkę z uśmiechem.
Sar: Do zobaczenia! -Odpowiedziałam z uśmiechem chowając kartkę do plecaka i wychodząc z sali. Kierowałam się w stronę klasy 126. Nie było to takie trudne jak się wydawało. Gdy dotarłam pod klasę wszędzie były kupki rozmawiających ludzi. Ja natomiast stanęłam w kącie i czekałam na dzwonek. Przyglądałam się uczniom rozmawiającymi oraz śmiejącymi się ze sobą. W tym momencie przypomniała mi się moja stara szkoła. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
...:Hej! -Usłyszałam przed sobą dziewczęcy głos. Od razu spojrzałam do góry. Przede mną stała dziewczyna mniej więcej takiego samego wzrostu jak ja. Miała długie, białe włosy i złote oczy.
...: To ty jesteś Sara ? Miło mi poznać! Ja jestem Rozalia! -Powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy
Sar: Miło mi -Odpowiedziałam odwzajemniając gest dziewczyny.
Roz: W ten weekend organizuję Piżama Party. Chcesz przyjść ? -Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że tak szybko ktoś mnie gdzieś zaprosi
Sar: Miło z twojej strony, ale...
Roz: No choooodź! Będzie fajnieee...-Powiedziała udając smutek
Sar: No...Dobrze...Przyjdę...-Powiedziałam. Rozalia bardzo się ucieszyła. Widać było, że chciała mnie jeszcze o coś zapytać ale przerwał jej dzwonek na lekcje. Rozalia pognała w stronę drzwi przepychając się przez grupkę uczniów. Ja weszłam ostatnia. Zajęłam miejsce w pustej ławce na samym końcu sali. Po kilku minutach do klasy weszła nauczycielka. Po sprawdzeniu obecności zaczęła
Nau.: Witam was po długiej przerwie! Dziś będziecie śpiewać razem z waszym partnerem z ławki -Odruchowo spojrzałam na miejsce obok mnie. Oczywiście było puste.-
Nau: Jeśli siedzicie sami przesiądźcie się do kogoś kto też nie ma pary. Będziecie losować piosenki z miski -W tym momencie dojrzałam stojącą na biurku nauczycielki miskę z papierkami- Dobrze. Zaczniemy od Violetty i Kim -Powiedziała Nauczycielka. Odwróciłam wzrok do okna. Dziewczyny bardzo ładnie śpiewały. Po chwili usłyszałam odgłos odsuwanego krzesła. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę i zobaczyłam...Wysokiego chłopaka. Miał białe włosy z ciemnymi końcówkami. Oczy miał dwu kolorowe a jego ubrania były w stylu wiktoriański. Gdy popatrzyłam na niego uśmiechnął się i usiadł na miejscu obok mnie. Od razu odwróciłam od niego wzrok. Słuchałam uczniów śpiewających na środku sali. Żaden z nich się nie stresował. Gdy nauczycielka zaprosiła przedostatnią parę na środek oblał mnie zimny pot. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że...Ja nie umiem śpiewać! Gdy zrozumiałam ten okrutny fakt usłyszałam jak para zaczęła śpiewać. Na środku stał chłopak z czerwonymi włosami i znajome mi blondynka. Śpiewali piosenkę Hero. Bardzo dobrze ją znałam. Chłopak i dziewczyna śpiewali bezbłędnie. Gdy doszło do zakończenia piosenki wyglądałam pewnie jakbym zobaczyła ducha. Nie mogłam pohamować swojego wrażenia. Gdy para wróciła na miejsce nauczycielka powiedziała
Nau: Dobrze. Zapraszam na środek ostatnią parę czyli Lysandra i Sarę. -Powoli wstałam i udałam się na środek za rzekomym Lysandrem. Nauczycielka podała chłopakowi miskę który wylosował karteczkę i podał ją kobiecie.
Nau: Just A Dream...Dobrze...Poczekajcie...Poszukam podkładu -Powiedziała. Ucieszyłam się bardzo bo to jedna z moich ulubionych piosenek. Gdy usłyszałam podkład splotłam ręce z przodu i czekałam na swoją kolej. Gdy zaczęłam śpiewać, nie słuchałam sama siebie...Chciałam, aby te upokorzenie jak najszybciej się skończyło. Gdy Lysander śpiewał swój kawałek usłyszałam jaki wspaniały ma głos. Całą piosenkę śpiewałam z zamkniętymi oczami aby nie oglądać min publiczności. Po zakończeniu naszej piosenki po klasie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli wychodzić z klasy. Ja także postąpiłam w ich ślady zabierając jedną ręką plecak. Na korytarzu usłyszeliśmy dźwięk dochodzący z głośnika
Gło: Drozdy uczniowie. Jesteście zwolnieni z następnych lekcji związku z nadchodzącą niespodzianką. Miłego dnia -Wyszłam z klasy. Gdy przekroczyłam próg drzwi poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się i za mną stał Lysander.
Lys: Witaj. Jak pewnie wiesz nazywam się Lysander. -Powiedział spokojnie kłaniając się.
Sar: Miło mi cię poznać. Jestem Sara. Ale...Chyba też mnie już znacz...-Powiedziałam z uśmiechem. Chłopak Odwzajemnił go.
Lys: Masz bardzo ładny głos. Powinnaś...-Przerwał bo usłyszeliśmy rozmowę niedaleko z nas. Ja i Chłopak odwróciliśmy się do jego źródła
Roz: JULIAA! -Krzyknęła Rozalia
Jul: Hm ? -Odchrząknęła rzekoma Julia
Roz: WIESZ CO?! NOWA ZGODZIŁA SIĘ NA PRZYJŚCIE DO MNIE!! -Wykrzyknęła. Nastała grobowa cisza.
Roz: Co jest ? Nie cieszysz się. -Powiedziała zawiedziona
Jul: Rozalia...Nie przepadam za Sarą. Jest jakaś dziwna. Jeśli chcesz ją zaprosić muszę się poważnie zastanowić nad pójściem tam. -Zabolało. Byłam do tego przyzwyczajona w starej szkole ale tutaj...to co innego. Odwróciłam się do Lysandra
Sar:...Ja już pójdę -Powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy miałam już wyjść rzuciłam ostatnie spojrzenie za siebie. Widziałam tam Lysandra rozmawiającego z Julią. Nie chciałam się w to wtrącać. Wyszłam szybko ze szkoły. Pognałam do pognałam do domu ile sił w nogach. Gdy dotarłam do drzwi otworzyłam je i po cichu zamknęłam. Podreptałam powoli do pokoju zamykając za sobą drzwi. Opadłam na łóżko. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Poznałam kilka osób. Rozalie, Julie i Lysandra. Przewróciłam sie na bok i nie pamiętam kiedy...Zasnęłam
Ti: Pęknie wyglądasz Saro -Powiedziała Titi stojąca w wejściu do kuchni
Sar: Dziękuje -Odparłam ze szczerym uśmiechem. Ciotka odwzajemniła gest a zaraz po tym dało się poczuć nieprzyjemny zapach spalenizny. Ciotka od razu pobiegła do kuchni. Gdy zdołałam zrozumieć co się dzieje Titi już wyrzucała do kosza spalone naleśniki.
Ti: Kurczę...Przepraszam cię...To miała być niespodzianka. No nic...Dziś musisz kupić sobie coś na śniadanie. Ja jestem już spóźniona. Do zobaczenia Kochana! -Powiedziała zamykając za sobą drzwi. Bez zastanowienia zarzuciłam na ramiona moją ulubioną ramoneskę i wyszłam z domu. Dzisiejszy dzień był chłodny. Wiatr pochylał gałęzie drzew ku ziemi. Szłam wolno w stronę szkoły rozmyślając co może mi się dzisiaj przydarzyć. Miałam nadzieję, że po drodze spotkam Alexego ale niestety nigdzie go nie było. Po chwili usłyszałam kobiece głosy. Po drugiej stronie ulicy dojrzałam blondynkę, szatynkę, brunetkę, dwie dziewczyny o fioletowych włosach, jedna ciemnych druga jasnych i jedną dziewczynę o białych włosach i drugą o rudych włosach. Rozmawiały o czymś zawzięcie. Po chwili przyglądania im się jedna z dziewczyn mnie zauważyła. Zażenowana odwróciłam wzrok i poszłam przed siebie. Wiedziałam, że nie będzie dziś łatwo. Gdy wkroczyłam na dziedziniec a zaraz potem na korytarz nikt na mnie nie patrzył. Szłam przed siebie rozglądając się. Ostatnim razem nie mogłam dojrzeć, że ta szkoła jest taka duża. Podczas rozglądania się ktoś złapał mnie za ramię a ja gwałtownie się odwróciłam.
...: Dzień dobry. Czy ty jesteś Sara Meast ? -Za mną stał wysoki blondyn w koszuli nie niebieskim krawacie. Patrzył mi prosto w oczy, przez co poczułam się trochę nieswojo.
Sar: Tak, to ja. -Odpowiedziałam po chwili
...: Swietnie. Wczoraj nie zdążyłem cię złapać. Czy mogłabyś mi poświecić kilka minut ?
Sar: Tak, Jasne! -Odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i wskazał gestem abym szła za nim. Posłusznie ruszyłam przez tłum aż w końcu znalazłam się w niebieskim pomieszczeniu. Blondyn usiadł przed biurkiem a ja usiadłam z drugiej strony.
...: Więc Tak...Nazywam się Nataniel. Jestem głównym gospodarzem. Gdybyś potrzebowała zwolnienia lub coś w tym stylu możesz zawsze tu przyjść. Dobrze...Więc do rzeczy...Potrzebuję od ciebie zdjęcia oraz dokumentów które wczoraj dostarczyła ci jedna dziewczyna. Masz je przy sobie ? -Powiedział Nataniel. Od razu wyjęłam z plecaka dokumenty i położyłam je na stoliku.
Nat: Dobrze...A więc...Prosił bym, abyś jutro przyniosła mi twoje zdjęcie. Tu masz kartkę z numerem oraz kodem do szafki. Teraz będziesz miała muzykę w klasie 126. Do zobaczenia -Powiedział podając mi kartkę z uśmiechem.
Sar: Do zobaczenia! -Odpowiedziałam z uśmiechem chowając kartkę do plecaka i wychodząc z sali. Kierowałam się w stronę klasy 126. Nie było to takie trudne jak się wydawało. Gdy dotarłam pod klasę wszędzie były kupki rozmawiających ludzi. Ja natomiast stanęłam w kącie i czekałam na dzwonek. Przyglądałam się uczniom rozmawiającymi oraz śmiejącymi się ze sobą. W tym momencie przypomniała mi się moja stara szkoła. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
...:Hej! -Usłyszałam przed sobą dziewczęcy głos. Od razu spojrzałam do góry. Przede mną stała dziewczyna mniej więcej takiego samego wzrostu jak ja. Miała długie, białe włosy i złote oczy.
...: To ty jesteś Sara ? Miło mi poznać! Ja jestem Rozalia! -Powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy
Sar: Miło mi -Odpowiedziałam odwzajemniając gest dziewczyny.
Roz: W ten weekend organizuję Piżama Party. Chcesz przyjść ? -Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że tak szybko ktoś mnie gdzieś zaprosi
Sar: Miło z twojej strony, ale...
Roz: No choooodź! Będzie fajnieee...-Powiedziała udając smutek
Sar: No...Dobrze...Przyjdę...-Powiedziałam. Rozalia bardzo się ucieszyła. Widać było, że chciała mnie jeszcze o coś zapytać ale przerwał jej dzwonek na lekcje. Rozalia pognała w stronę drzwi przepychając się przez grupkę uczniów. Ja weszłam ostatnia. Zajęłam miejsce w pustej ławce na samym końcu sali. Po kilku minutach do klasy weszła nauczycielka. Po sprawdzeniu obecności zaczęła
Nau.: Witam was po długiej przerwie! Dziś będziecie śpiewać razem z waszym partnerem z ławki -Odruchowo spojrzałam na miejsce obok mnie. Oczywiście było puste.-
Nau: Jeśli siedzicie sami przesiądźcie się do kogoś kto też nie ma pary. Będziecie losować piosenki z miski -W tym momencie dojrzałam stojącą na biurku nauczycielki miskę z papierkami- Dobrze. Zaczniemy od Violetty i Kim -Powiedziała Nauczycielka. Odwróciłam wzrok do okna. Dziewczyny bardzo ładnie śpiewały. Po chwili usłyszałam odgłos odsuwanego krzesła. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę i zobaczyłam...Wysokiego chłopaka. Miał białe włosy z ciemnymi końcówkami. Oczy miał dwu kolorowe a jego ubrania były w stylu wiktoriański. Gdy popatrzyłam na niego uśmiechnął się i usiadł na miejscu obok mnie. Od razu odwróciłam od niego wzrok. Słuchałam uczniów śpiewających na środku sali. Żaden z nich się nie stresował. Gdy nauczycielka zaprosiła przedostatnią parę na środek oblał mnie zimny pot. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że...Ja nie umiem śpiewać! Gdy zrozumiałam ten okrutny fakt usłyszałam jak para zaczęła śpiewać. Na środku stał chłopak z czerwonymi włosami i znajome mi blondynka. Śpiewali piosenkę Hero. Bardzo dobrze ją znałam. Chłopak i dziewczyna śpiewali bezbłędnie. Gdy doszło do zakończenia piosenki wyglądałam pewnie jakbym zobaczyła ducha. Nie mogłam pohamować swojego wrażenia. Gdy para wróciła na miejsce nauczycielka powiedziała
Nau: Dobrze. Zapraszam na środek ostatnią parę czyli Lysandra i Sarę. -Powoli wstałam i udałam się na środek za rzekomym Lysandrem. Nauczycielka podała chłopakowi miskę który wylosował karteczkę i podał ją kobiecie.
Nau: Just A Dream...Dobrze...Poczekajcie...Poszukam podkładu -Powiedziała. Ucieszyłam się bardzo bo to jedna z moich ulubionych piosenek. Gdy usłyszałam podkład splotłam ręce z przodu i czekałam na swoją kolej. Gdy zaczęłam śpiewać, nie słuchałam sama siebie...Chciałam, aby te upokorzenie jak najszybciej się skończyło. Gdy Lysander śpiewał swój kawałek usłyszałam jaki wspaniały ma głos. Całą piosenkę śpiewałam z zamkniętymi oczami aby nie oglądać min publiczności. Po zakończeniu naszej piosenki po klasie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli wychodzić z klasy. Ja także postąpiłam w ich ślady zabierając jedną ręką plecak. Na korytarzu usłyszeliśmy dźwięk dochodzący z głośnika
Gło: Drozdy uczniowie. Jesteście zwolnieni z następnych lekcji związku z nadchodzącą niespodzianką. Miłego dnia -Wyszłam z klasy. Gdy przekroczyłam próg drzwi poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam się i za mną stał Lysander.
Lys: Witaj. Jak pewnie wiesz nazywam się Lysander. -Powiedział spokojnie kłaniając się.
Sar: Miło mi cię poznać. Jestem Sara. Ale...Chyba też mnie już znacz...-Powiedziałam z uśmiechem. Chłopak Odwzajemnił go.
Lys: Masz bardzo ładny głos. Powinnaś...-Przerwał bo usłyszeliśmy rozmowę niedaleko z nas. Ja i Chłopak odwróciliśmy się do jego źródła
Roz: JULIAA! -Krzyknęła Rozalia
Jul: Hm ? -Odchrząknęła rzekoma Julia
Roz: WIESZ CO?! NOWA ZGODZIŁA SIĘ NA PRZYJŚCIE DO MNIE!! -Wykrzyknęła. Nastała grobowa cisza.
Roz: Co jest ? Nie cieszysz się. -Powiedziała zawiedziona
Jul: Rozalia...Nie przepadam za Sarą. Jest jakaś dziwna. Jeśli chcesz ją zaprosić muszę się poważnie zastanowić nad pójściem tam. -Zabolało. Byłam do tego przyzwyczajona w starej szkole ale tutaj...to co innego. Odwróciłam się do Lysandra
Sar:...Ja już pójdę -Powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy miałam już wyjść rzuciłam ostatnie spojrzenie za siebie. Widziałam tam Lysandra rozmawiającego z Julią. Nie chciałam się w to wtrącać. Wyszłam szybko ze szkoły. Pognałam do pognałam do domu ile sił w nogach. Gdy dotarłam do drzwi otworzyłam je i po cichu zamknęłam. Podreptałam powoli do pokoju zamykając za sobą drzwi. Opadłam na łóżko. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Poznałam kilka osób. Rozalie, Julie i Lysandra. Przewróciłam sie na bok i nie pamiętam kiedy...Zasnęłam
sobota, 30 kwietnia 2016
Rozdział II
Obudziłam się o godzinie 7:08. Szybko zeskoczyłam spod kołdry i podbiegłam do szafy. Wyjęłam z niej białą koszulę, granatową spódniczkę oraz granatowe szpilki. Bo w końcu, dziś rozpoczęcie roku. W dodatku w nowej szkole. Chcę dobrze wypaść. Z ubraniami w rękach pobiegłam do łazienki. Po półgodzinnym przygotowywaniu się mogłam zejść na dół. Chwyciłam moją nową, czarną torebkę i zeszłam na dół. Gdy dotarłam do kuchni, zamiast ciotki znalazłam w niej małą karteczkę a obok niej klucze do domu. Chwyciłam kartkę a klucze schowałam do torebki, po czym przeczytałam:
"Hej Saro. Dziś musiałam wyjść szybciej więc nie będę mogła cię podwieźć do szkoły. Na drugiej stronie zapisany masz adres pod który masz się udać. Całuski
Ciocia :*
Ps: W salonie masz portfel z pieniędzmi. Kup sobie coś na śniadanie". Szybko przejechałam wzrokiem po notatce. Jako, że miałam jeszcze około półgodziny, poszłam wolno do salonu. Zabrałam portfel i, tak jak poprzednio, schowałam go do torebki. Udałam się do wyjścia. Zarzuciłam na ramiona ramoneska i zamknęłam drzwi. Gdy wyjęłam karteczkę zaczęłam się rozglądać. Kątem oka dojrzałam znajomą, niebieską czuprynę
Sar: Alexy!! Alexy!! -Zaczęłam wołać. Za drugim razem chłopak usłyszał i ruszył w moją stronę.
Ale: Siemasz Sara! Jak tam? -Zapytał gdy znalazł się obok mnie
Sar: Wszystko w porządku. Mam pytanie
Ale: Wal śmiało -Odpowiedział z uśmiechem-
Sar: Mógłbyś mnie tam zaprowadzić ? -Pokazałam mu karteczkę z adresem. Chłopak gdy popatrzył na napis od razu się uśmiechnął
Ale: Właśnie tam idę. Chodź. -Powiedział po czym odwrócił się i szedł przed siebie. Od razu go dogoniłam. Przez całą drogę gadaliśmy o pierdołach. Gdy byliśmy już pod bramą Alexy krzyknął
Ale: Kurczę! Jesteśmy spóźnieni! -Wybuchnął łapiąc mnie za rękę. Biegł w stronę budynku z napisem "Liceum Słodki Amoris". Gdy wparowaliśmy do klasy, wszyscy popatrzyli na nas. Głownie na mnie. Alexy przeprosił za nasze spóźnienie i podreptał do ławki nadal trzymając mnie za rękę. Gdy usiadł on na swoim miejscu uśmiechnął się do mnie, co wskazywało, że mam zająć miejsce obok niego. Bez wahania wykonałam te polecenie. Gdy nauczyciel sprawdzał obecność, co chwilę ktoś patrzył w naszą stronę. Czułam się trochę nieswojo. Wreszcie Pan Farazowski (Bo tak nazywał się nauczyciel) poprosił mnie na środek. Powoli wstałam z krzesła i pomaszerowałam na sam środek sali
Sar: W-więc nazywam się Sara. Mam 17 lat. I-i myślę, że uda nam się zaprzyjaźnić -Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Szczególną uwagę przykuła do mnie blondynka patrząca na mnie trochę dziwnie. Popatrzyłam na nią przez chwilę ale potem odwróciłam wzrok.
Fara: Dobrze Saro. Ma może ktoś jakieś pytania do waszej nowej koleżanki ? -Zapytał Pan Farazowski. Nikt nie podniósł ręki. Chciałam już wrócić na miejsce, gdy blondynka na którą patrzyłam podniosła rękę
...: Po co zmieniłaś szkołę w ostatniej klasie liceum? -Zamurowało mnie. Nie mogłam powiedzieć prawdy.
Sar: Ehh...Mój tata pracuję w dużej firmie, którą przenieśli niedaleko stąd -Skłamałam. Nie chciałam, by ktoś znał moją przeszłość. Następne pytania były normalne. Gdy skończyło się moje "przesłuchanie" mogłam wrócić na miejsce. Pan Farazowski przez resztę lekcji czytał nam regulamin. Udawałam, że słucham , ale tak naprawdę myślałam o różnych pierdołach. Gdy wreszcie rozbrzmiał dzwonek każdy wyszedł z klasy i kierował się w stronę wyjścia. Postąpiłam w ich ślady. Gdy przed sobą zauważyłam sklep zaburczało mi w brzuchu. No tak...Przecież nie jadłam cały dzień. Weszłam do niego spokojnie. Siedziałam w nim około 15 minut aż w końcu zdecydowałam się na drożdżówkę. Gdy wyszłam ze sklepu, udałam się do domu.
Sar: Już jestem! -Krzyknęłam. Nikt mi nie odpowiedział. Postanowiłam się przebrać. Gdy byłam już w połowie schodów, po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zbiegłam szybko do drzwi i otworzyłam je. Za nimi stał ta blondynka z lekcji.
...: Cześć. Przyniosłam dla ciebie dokomunety. To od Nataniela- Powiedziała szybko.
Sar: Aha...Dzięki -Powiedziałam. Dziewczyna odeszła a ja zamknęłam drzwi. Pobiegłam szybko do mojego pokoju i wybrałam z szafy dres. Wyjęłam też mój nowy, czarny plecak i spakowałam do niego książki i zeszyty co chwilę patrząc na plan lekcji który dostałam razem z Dokumentami. Gdy skończyłam zbiegłam po chodach do salonu i włączyłam TV. Gdy skończył się właśnie jakiś beznadziejny serial usłyszałam dzwonek do drzwi. Poczłapałam zmęczona do wejścia otwierając je.
Ti: Hej Saro! Jak tam w szkole ? -Powiedziała gdy otworzyłam drzwi.
Sar: Dobrze...-Powiedziałam ziewając.
Ti: Idź spać. Jest już dosyć późno a jutro masz szkołę. Dobranoc -Powiedziała wchodząc do domu. To prawda. Za oknami było już ciemno. Podreptałam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Chwyciłam piżamę i wbiegłam do łazienki. Umyłam się i wskoczyłam w swoją piżamę światło i wchodząc pod kołdrę. Patrzyłam na gwiazdy...Aż w końcu...Zasnęłam
***Tutaj macie perspektywa tajemniczej
blondynki :) http://fanficslodkiflirt.blogspot.com/ ***
"Hej Saro. Dziś musiałam wyjść szybciej więc nie będę mogła cię podwieźć do szkoły. Na drugiej stronie zapisany masz adres pod który masz się udać. Całuski
Ciocia :*
Ps: W salonie masz portfel z pieniędzmi. Kup sobie coś na śniadanie". Szybko przejechałam wzrokiem po notatce. Jako, że miałam jeszcze około półgodziny, poszłam wolno do salonu. Zabrałam portfel i, tak jak poprzednio, schowałam go do torebki. Udałam się do wyjścia. Zarzuciłam na ramiona ramoneska i zamknęłam drzwi. Gdy wyjęłam karteczkę zaczęłam się rozglądać. Kątem oka dojrzałam znajomą, niebieską czuprynę
Sar: Alexy!! Alexy!! -Zaczęłam wołać. Za drugim razem chłopak usłyszał i ruszył w moją stronę.
Ale: Siemasz Sara! Jak tam? -Zapytał gdy znalazł się obok mnie
Sar: Wszystko w porządku. Mam pytanie
Ale: Wal śmiało -Odpowiedział z uśmiechem-
Sar: Mógłbyś mnie tam zaprowadzić ? -Pokazałam mu karteczkę z adresem. Chłopak gdy popatrzył na napis od razu się uśmiechnął
Ale: Właśnie tam idę. Chodź. -Powiedział po czym odwrócił się i szedł przed siebie. Od razu go dogoniłam. Przez całą drogę gadaliśmy o pierdołach. Gdy byliśmy już pod bramą Alexy krzyknął
Ale: Kurczę! Jesteśmy spóźnieni! -Wybuchnął łapiąc mnie za rękę. Biegł w stronę budynku z napisem "Liceum Słodki Amoris". Gdy wparowaliśmy do klasy, wszyscy popatrzyli na nas. Głownie na mnie. Alexy przeprosił za nasze spóźnienie i podreptał do ławki nadal trzymając mnie za rękę. Gdy usiadł on na swoim miejscu uśmiechnął się do mnie, co wskazywało, że mam zająć miejsce obok niego. Bez wahania wykonałam te polecenie. Gdy nauczyciel sprawdzał obecność, co chwilę ktoś patrzył w naszą stronę. Czułam się trochę nieswojo. Wreszcie Pan Farazowski (Bo tak nazywał się nauczyciel) poprosił mnie na środek. Powoli wstałam z krzesła i pomaszerowałam na sam środek sali
Sar: W-więc nazywam się Sara. Mam 17 lat. I-i myślę, że uda nam się zaprzyjaźnić -Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Szczególną uwagę przykuła do mnie blondynka patrząca na mnie trochę dziwnie. Popatrzyłam na nią przez chwilę ale potem odwróciłam wzrok.
Fara: Dobrze Saro. Ma może ktoś jakieś pytania do waszej nowej koleżanki ? -Zapytał Pan Farazowski. Nikt nie podniósł ręki. Chciałam już wrócić na miejsce, gdy blondynka na którą patrzyłam podniosła rękę
...: Po co zmieniłaś szkołę w ostatniej klasie liceum? -Zamurowało mnie. Nie mogłam powiedzieć prawdy.
Sar: Ehh...Mój tata pracuję w dużej firmie, którą przenieśli niedaleko stąd -Skłamałam. Nie chciałam, by ktoś znał moją przeszłość. Następne pytania były normalne. Gdy skończyło się moje "przesłuchanie" mogłam wrócić na miejsce. Pan Farazowski przez resztę lekcji czytał nam regulamin. Udawałam, że słucham , ale tak naprawdę myślałam o różnych pierdołach. Gdy wreszcie rozbrzmiał dzwonek każdy wyszedł z klasy i kierował się w stronę wyjścia. Postąpiłam w ich ślady. Gdy przed sobą zauważyłam sklep zaburczało mi w brzuchu. No tak...Przecież nie jadłam cały dzień. Weszłam do niego spokojnie. Siedziałam w nim około 15 minut aż w końcu zdecydowałam się na drożdżówkę. Gdy wyszłam ze sklepu, udałam się do domu.
Sar: Już jestem! -Krzyknęłam. Nikt mi nie odpowiedział. Postanowiłam się przebrać. Gdy byłam już w połowie schodów, po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zbiegłam szybko do drzwi i otworzyłam je. Za nimi stał ta blondynka z lekcji.
...: Cześć. Przyniosłam dla ciebie dokomunety. To od Nataniela- Powiedziała szybko.
Sar: Aha...Dzięki -Powiedziałam. Dziewczyna odeszła a ja zamknęłam drzwi. Pobiegłam szybko do mojego pokoju i wybrałam z szafy dres. Wyjęłam też mój nowy, czarny plecak i spakowałam do niego książki i zeszyty co chwilę patrząc na plan lekcji który dostałam razem z Dokumentami. Gdy skończyłam zbiegłam po chodach do salonu i włączyłam TV. Gdy skończył się właśnie jakiś beznadziejny serial usłyszałam dzwonek do drzwi. Poczłapałam zmęczona do wejścia otwierając je.
Ti: Hej Saro! Jak tam w szkole ? -Powiedziała gdy otworzyłam drzwi.
Sar: Dobrze...-Powiedziałam ziewając.
Ti: Idź spać. Jest już dosyć późno a jutro masz szkołę. Dobranoc -Powiedziała wchodząc do domu. To prawda. Za oknami było już ciemno. Podreptałam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Chwyciłam piżamę i wbiegłam do łazienki. Umyłam się i wskoczyłam w swoją piżamę światło i wchodząc pod kołdrę. Patrzyłam na gwiazdy...Aż w końcu...Zasnęłam
***Tutaj macie perspektywa tajemniczej
blondynki :) http://fanficslodkiflirt.blogspot.com/ ***
środa, 27 kwietnia 2016
Rozdział I
Obudziły mnie głośne dźwięki dochodzące z głośnika
Gło: Drodzy pasażerowie. Prosimy o zapięcie pasów z związku z lądowaniem. Życzymy miłego dnia. -Powiedział kobiecy głos. Spojrzałam przez małe okienko. W oddali widać było wielki budynek lotniska. Przeciągnęłam się i zapięłam pasy wraz z nakazaniem Stewardessy. Po pięciu minutach byliśmy już na lotnisku. Chwyciłam za mój mały, czarny plecak i szybko wydreptałam z samolotu kierując się w stronę autobusu. Wszyscy pasażerowie wcisnęli się do niego i czekali na odjazd. Autobus przejechał kawałek lotniska i zatrzymał się przy przeźroczystych drzwiach. Wzięłam głęboki oddech i wmaszerowałam do dużego budynku. Udałam się po odbiór walizki. Wypatrywałam swojej małej, czarnej walizki przez około dziesięć minut. Gdy sterczałam tam tak jeszcze przez około dwie minuty zrezygnowałam i pomaszerowałam do okienka informacyjnego. Wyjaśniłam całą historię. Kobieta siedzące po drugiej stronie sprawdziła coś w komputerze i powiedziała .
Kob: Niestety zaszło nieporozumienie. Pani walizka poleciała innym samolotem. Może pani podać nazwisko oraz wiek ?
Sar: Sara Meast. 16 lat. -Powiedziałam zaniepokojona.
Kob: Dziękuje. Może się pani po nią zgłosić za około...tydzień. Niestety samolot po wylądowaniu miał awarie i wstrzymano wszystkie loty. Dziękuje i życzę miłego dnia -Odpowiedziała wpatrując się w monitor komputera. Podziękowałam
i szybko się oddaliłam. Siedziałam wpatrując się w moje glany. Miałam czekać na moją ciotkę. Po kilkunastu minutach czekania zauważyłam na korytarzu różowe włosy. Szybko podniosłam się i pomaszerowałam w stronę ciotki. Gdy stałam już przed nią mogłam jej się bardziej przyjrzeć. Miała długie, różowe, sięgające do pasa włosy związana w kucyka. Ubrana była w jeansy, białą koszulkę i jeansową kurtkę. Na imię miała Titi. Popatrzyła na mnie. Po chwili powiedziała
Ti: Witaj Saro! Gdzie twoje walizka ? -Zapytała ze zdziwieniem patrząc na mnie -Ja westchnęłam i odpowiedziałam
Sar: Odleciała innym samolotem. Mam się po nią zgłosić za tydzień. -Powiedziałam patrząc na ciotkę. Przez chwilę patrzyła na mnie ale potem odpowiedziała
Ti: Nie martw się! Znajdziemy inne rozwiązanie! -Powiedziała jak zawsze z uśmiechem na twarzy. Bardzo ją lubiłam ale nie wiedziałam skąd u niej tyle optymizmu. Titi zaprowadziła mnie na parking a potem do czarnego Rolls-Royce'a. Bardzo mnie to zdziwiło ponieważ te auta były bardzo drogie. Wątpiłam czy to auto ciotki ale jednak tak. Wsiadłyśmy do niego. Rozglądałam się po wnętrzu ze zdziwieniem. Titi zauważyła to i niebyt dyskretnie się zaśmiała. Ciotka powiedziała, ze droga do miasta nie jest zbyt długa więc mam się powstrzymać od drzemki. Zawiodłam się ponieważ chciałam trochę odpocząć ale...Cóż...niech już będzie. Ręką podparłam głowę i oglądałam widoki za oknem. Gdy dotarliśmy pod drzwi domu byłam na skraju zaśnięcia. Wyczołgałam się z samochodu i poczekałam aż Titi otworzy drzwi. Porozglądałam się. Dopiero teraz zauważyłam przed jakim domem stoimy. Był duży i biały. Gdy ciotka otworzyła drzwi powoli weszłam do korytarza. Zdjęłam buty i porozglądałam się. Korytarz był pomalowany w kolorze białym i szarym. Titi powiedziała, że mam pooglądać pomieszczenia, a potem pokaże mi mój pokój. Bez zastanowienia ruszyłam do pokoi. Wszystkie były pomalowane w odcieniach bieli,czerni i szarego. Po kilku minutach oglądania ich stanęłam w korytarzu czekając na Ciotkę. Titi stanęła przede mną i wskazała schody prowadzące na piętro. Weszłam po nich ostrożnie i stanęłam przed czarnymi drzwiami. Ciotka otworzyła je i moim oczom ukazał się wielki, biały pokój! Wszystko w nim było białe. Białe dwuosobowe (?!) łóżko, Biały dywan, białe szafy, białe biurko itd. Zdziwiłam się bo nigdy nie miałam swojego pokoju. Gdy rozglądałam się podniecona, dostrzegłam katem oka białe drzwi zlewające się ze ścianą. Podeszłam do nich i powoli nacisnęłam klamkę wchodząc do małego, ciemnego pokoju. Gdy zapaliłam światło oślepił mnie blask światła odbijającego się od płytek. W chwili, gdy przyzwyczaiłam się do światła dostrzegłam...Swoją własną łazienkę! Urządzona była z kremowych płytek. W rogu stała dosyć spora wanna z prysznicem a na przeciwko niej stała umywalka, obok której oczywiście stał też kibelek (xD). Gdy nacieszyłam się widokami łazienki postanowiłam przejść jeszcze raz do pokoju. Po chwili rozglądania się dostrzegłam paczkę zapakowaną w czarny papier. Popatrzyłam na Titi pytającym wzrokiem. Ona tylko uśmiechnęła się a ja z prędkością światła dorwałam ją i rozpakowałam. Znalazłam w niej...Czarnego laptopa. Zostawiłam go na łóżko i rzuciłam się Titi na szyję.
Ti: Idź się ubrać. Podwiozę cię do centrum handlowego. Kupisz sobie ubrania -Powiedziała gdy ją puściłam. Popatrzyłam na nią trochę zawiedzionym wzrokiem...Wszystko było super ale...Nie miałam pieniędzy. Ciotka tak jakby mi czytała w myślach wyjęła z kieszeni pęk pieniędzy mówiąc przy tym
Ti: Proszę. Nie zgub tego -Powiedziała. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Nigdy jeszcze nie dostałam aż tak dużo pieniędzy
Sar: Nie mogę tego przyjąć. To za dużo -Powiedziałam patrząc na nią
Ti: Przyjmiesz, Przyjmiesz. A teraz zbieraj się -Prychnęła wychodząc z pokoju. Schowałam pieniądze do plecaka i pomaszerowałam na dół. Ciotka czekała już w samochodzie. Zamknęłam za sobą drzwi i podbiegłam do pojazdu. Gdy zajęłam już swoje miejsce Ciotka wręczyła mi kartkę z jakimiś bazgrołami
Ti: Tu masz mapkę jak dotrzeć z centrum do domu. Ja będę musiała ci jeszcze kupić książki więc nie zdążę po ciebie przyjechać.-Powiedziała- Tu masz kluczę. Jak wrócisz do domu powinnam za niedługo być -Dodała wręczając mi klucze które również wrzuciłam do plecaka. Po chwili stałam już przed dużym centrum handlowym. Niepewnie weszłam do środka rozglądając się przy tym. Po dłuższym chodzeniu po sklepach wyszłam przed budynek z siedmioma torbami. Czułam się niezręcznie. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu więc wyciągnęłam karteczkę z mapą do domu. Było już ciemno więc gdy szłam przez ulice w których nikogo nie było przyspieszałam tępa. Gdy byłam już kilka kroków od furtki usłyszałam za sobą głośne szczekanie psa. Odwróciłam się a za mną stał duży owczarek francuski. Patrzył na mnie swoimi ślepiami podczas gdy jego ogon machał na prawo i lewo. Pogłaskałam go lekko i poszłam dalej. Pies podążył za mną ale ja to zignorowałam. Myślałam o tym jak będzie w mojej nowej szkole. Gdy dotarłam do tak bardzo upragnionej furtki przypomniałam sobie o psie. Owczarek stał za mną cięgle mi się przypatrując. Po namyśle otworzyłam furkę wpuszczając psa do ogrodu. Otworzyłam drzwi domu zostawiając torby obok wejścia do salonu. Pobiegłam do kuchni urywając karteczkę i chwytając za długopis. Nabazgrałam informację dla ciotki, że za niedługo przyjdę i podreptałam w stronę korytarza. Pies stał na samym środku i grzecznie na mnie czekał. Mimowolnie się uśmiechnęłam
Sar: Chodź. Pójdziemy poszukać twojego właściciela. -Powiedziałam do psa a on zdaje się, że zrozumiał. Wyszłam z domu czekając na psa i zamknęłam drzwi. Szłam szybko rozglądając się za właścicielem psa. Wiedziałam, ze będzie to trudne ale nie mogłam zostawić psa na pastwę losu. Rozglądając się tak zauważyłam wysokiego mężczyznę rozglądającego się nerwowo. Pies po chwili też go zauważył i zaczął szczekać. Chłopak odwrócił się w naszą stronę. Gdy dotarłam dosyć blisko zauważyłam jego czerwone włosy. Jego szare oczy piorunowały mnie wzrokiem więc zatrzymałam się i poczekałam aż pies wróci do właściciela. Gdy zguba stanęła koło chłopaka ten odezwał się do mnie
...: Co mu zrobiłaś...? -Powiedział zimnym głosem. Po chwili ciszy odezwałam się
Sar: Nic mu nie zrobiłam. Sam do mnie przyszedł -Powiedziałam wzruszając ramionami. Nie bałam się. Przecież nie może mi nic zrobić. Chłopak popatrzył na mnie
...: Ta jasne...Bo ci uwierzę -Prychnął. Odpowiedziałam takim samym prychnięciem.
Kas: Kastiel jestem. -Odpowiedział po chwili podając mi rękę. Popatrzyłam to na nią to na niego
Sar: Miło mi. Ale ja niestety muszę już iść -Powiedziałam ignorując rękę i kucając przy psie- Do zobaczenia -Powiedziałam głaszcząc go po łbie. Podniosłam się i bez słowa odeszłam. Włożyłam ręce do spodni i patrzyłam w gwiazdy. Po kilku minutach popatrzyłam przed siebie. Odruchowo się rozglądnęłam. No nie...Zgubiłam się. Szybko poszukałam wzrokiem kogokolwiek kto mógłby wskazać mi drogę. Niestety nikogo nie widziałam. Zrezygnowana usiadłam na ławce podkulając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Co chwilę spoglądałam czy ktoś nie przechodzi obok mnie. Po chwili zrezygnowana spuściłam głowę zamykając oczy. Myślałam o tym jak dotrę do domu. Moje rozmyślenia przerwało krótkie chrząknięcie. Szybko podniosłam głowę. Nade mną stał wysoki chłopak. Ubrany był w niebieski t-shirt, pomarańczową bluzę, ciemno zielone spodnie a jego włosy były koloru...NIEBIESKIEGO!! Popatrzyłam na niego trochę rozkojarzona. Po chwili przypomniało mi się o co mam zapytać i gdy chciałam się odezwać chłopak był szybszy
...: Wszystko dobrze ? Co robisz tu o tej porze sama...
Sar: O to samo mogła bym zapytać ciebie -Powiedziałam z uśmiechem- Dopiero co się tu przeprowadziłam i tak jakby się...zgubiłam -Odparłam po chwili. Chłopak uśmiechnął się
radośnie. Odwzajemniłam jego gest i podniosłam się z ławki.
Chłopak nie zapytał się na jakiej ulicy mieszkam. Dla mnie to dobrze ponieważ jeszcze jej nie zapamiętałam. Podczas drogi rozmawialiśmy z zapałem i dowiedziałam się trochę o chłopaku. Na imię miał Alexy. Ma brata bliźniaka o imieniu Armin. Chodzi do liceum "Słodki Amoris" Od niedawna. Dowiedziałam się też o tym, że woli chłopców. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Zanim się obejrzałam byliśmy pod bramą parku. Popatrzyłam na Alexego z uśmiechem
Sar: Dzięki Alexy. Mieszkam nie daleko. Do zobaczenia! -Odpowiedziałam po czym pomaszerowałam w stronę tak bardzo upragnionego domu. Gdy nacisnęłam klamkę i wmaszerowałam do pomieszczenia od razu napadła mnie ciotka.
Ti: Gdzieś ty była! Zaczynałam się martwić! -Wykrzyknęła nie dając mi odpowiedzieć. -Na górze masz swoje książki oraz zeszyty do przedmiotów. Teraz zmykaj i idź spać. -Powiedziała gdy już trochę ochłonęła. Nie chcąc się jej sprzeciwić zabrałam torby i pobiegłam do mojego pokoju. Przed spaniem chciałam porozkładać rzeczy do szafek więc bez namysłu zabrałam się do układania. Gdy skończyłam na zegarze elektronicznym widniała godzina pierwsza. Zmęczona zabrałam z szafy swoją nową piżamę i poczłapałam do łazienki. Po dziesięciu minutach byłam już gotowa do wskoczenia pod kołdrę. Szybko podreptałam do łóżka i ułożyłam się w nim. Moją ostatnią myślą była moja szkoła...Moja nowa szkoła...
Gło: Drodzy pasażerowie. Prosimy o zapięcie pasów z związku z lądowaniem. Życzymy miłego dnia. -Powiedział kobiecy głos. Spojrzałam przez małe okienko. W oddali widać było wielki budynek lotniska. Przeciągnęłam się i zapięłam pasy wraz z nakazaniem Stewardessy. Po pięciu minutach byliśmy już na lotnisku. Chwyciłam za mój mały, czarny plecak i szybko wydreptałam z samolotu kierując się w stronę autobusu. Wszyscy pasażerowie wcisnęli się do niego i czekali na odjazd. Autobus przejechał kawałek lotniska i zatrzymał się przy przeźroczystych drzwiach. Wzięłam głęboki oddech i wmaszerowałam do dużego budynku. Udałam się po odbiór walizki. Wypatrywałam swojej małej, czarnej walizki przez około dziesięć minut. Gdy sterczałam tam tak jeszcze przez około dwie minuty zrezygnowałam i pomaszerowałam do okienka informacyjnego. Wyjaśniłam całą historię. Kobieta siedzące po drugiej stronie sprawdziła coś w komputerze i powiedziała .
Kob: Niestety zaszło nieporozumienie. Pani walizka poleciała innym samolotem. Może pani podać nazwisko oraz wiek ?
Sar: Sara Meast. 16 lat. -Powiedziałam zaniepokojona.
Kob: Dziękuje. Może się pani po nią zgłosić za około...tydzień. Niestety samolot po wylądowaniu miał awarie i wstrzymano wszystkie loty. Dziękuje i życzę miłego dnia -Odpowiedziała wpatrując się w monitor komputera. Podziękowałam
i szybko się oddaliłam. Siedziałam wpatrując się w moje glany. Miałam czekać na moją ciotkę. Po kilkunastu minutach czekania zauważyłam na korytarzu różowe włosy. Szybko podniosłam się i pomaszerowałam w stronę ciotki. Gdy stałam już przed nią mogłam jej się bardziej przyjrzeć. Miała długie, różowe, sięgające do pasa włosy związana w kucyka. Ubrana była w jeansy, białą koszulkę i jeansową kurtkę. Na imię miała Titi. Popatrzyła na mnie. Po chwili powiedziała
Ti: Witaj Saro! Gdzie twoje walizka ? -Zapytała ze zdziwieniem patrząc na mnie -Ja westchnęłam i odpowiedziałam
Sar: Odleciała innym samolotem. Mam się po nią zgłosić za tydzień. -Powiedziałam patrząc na ciotkę. Przez chwilę patrzyła na mnie ale potem odpowiedziała
Ti: Nie martw się! Znajdziemy inne rozwiązanie! -Powiedziała jak zawsze z uśmiechem na twarzy. Bardzo ją lubiłam ale nie wiedziałam skąd u niej tyle optymizmu. Titi zaprowadziła mnie na parking a potem do czarnego Rolls-Royce'a. Bardzo mnie to zdziwiło ponieważ te auta były bardzo drogie. Wątpiłam czy to auto ciotki ale jednak tak. Wsiadłyśmy do niego. Rozglądałam się po wnętrzu ze zdziwieniem. Titi zauważyła to i niebyt dyskretnie się zaśmiała. Ciotka powiedziała, ze droga do miasta nie jest zbyt długa więc mam się powstrzymać od drzemki. Zawiodłam się ponieważ chciałam trochę odpocząć ale...Cóż...niech już będzie. Ręką podparłam głowę i oglądałam widoki za oknem. Gdy dotarliśmy pod drzwi domu byłam na skraju zaśnięcia. Wyczołgałam się z samochodu i poczekałam aż Titi otworzy drzwi. Porozglądałam się. Dopiero teraz zauważyłam przed jakim domem stoimy. Był duży i biały. Gdy ciotka otworzyła drzwi powoli weszłam do korytarza. Zdjęłam buty i porozglądałam się. Korytarz był pomalowany w kolorze białym i szarym. Titi powiedziała, że mam pooglądać pomieszczenia, a potem pokaże mi mój pokój. Bez zastanowienia ruszyłam do pokoi. Wszystkie były pomalowane w odcieniach bieli,czerni i szarego. Po kilku minutach oglądania ich stanęłam w korytarzu czekając na Ciotkę. Titi stanęła przede mną i wskazała schody prowadzące na piętro. Weszłam po nich ostrożnie i stanęłam przed czarnymi drzwiami. Ciotka otworzyła je i moim oczom ukazał się wielki, biały pokój! Wszystko w nim było białe. Białe dwuosobowe (?!) łóżko, Biały dywan, białe szafy, białe biurko itd. Zdziwiłam się bo nigdy nie miałam swojego pokoju. Gdy rozglądałam się podniecona, dostrzegłam katem oka białe drzwi zlewające się ze ścianą. Podeszłam do nich i powoli nacisnęłam klamkę wchodząc do małego, ciemnego pokoju. Gdy zapaliłam światło oślepił mnie blask światła odbijającego się od płytek. W chwili, gdy przyzwyczaiłam się do światła dostrzegłam...Swoją własną łazienkę! Urządzona była z kremowych płytek. W rogu stała dosyć spora wanna z prysznicem a na przeciwko niej stała umywalka, obok której oczywiście stał też kibelek (xD). Gdy nacieszyłam się widokami łazienki postanowiłam przejść jeszcze raz do pokoju. Po chwili rozglądania się dostrzegłam paczkę zapakowaną w czarny papier. Popatrzyłam na Titi pytającym wzrokiem. Ona tylko uśmiechnęła się a ja z prędkością światła dorwałam ją i rozpakowałam. Znalazłam w niej...Czarnego laptopa. Zostawiłam go na łóżko i rzuciłam się Titi na szyję.
Ti: Idź się ubrać. Podwiozę cię do centrum handlowego. Kupisz sobie ubrania -Powiedziała gdy ją puściłam. Popatrzyłam na nią trochę zawiedzionym wzrokiem...Wszystko było super ale...Nie miałam pieniędzy. Ciotka tak jakby mi czytała w myślach wyjęła z kieszeni pęk pieniędzy mówiąc przy tym
Ti: Proszę. Nie zgub tego -Powiedziała. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Nigdy jeszcze nie dostałam aż tak dużo pieniędzy
Sar: Nie mogę tego przyjąć. To za dużo -Powiedziałam patrząc na nią
Ti: Przyjmiesz, Przyjmiesz. A teraz zbieraj się -Prychnęła wychodząc z pokoju. Schowałam pieniądze do plecaka i pomaszerowałam na dół. Ciotka czekała już w samochodzie. Zamknęłam za sobą drzwi i podbiegłam do pojazdu. Gdy zajęłam już swoje miejsce Ciotka wręczyła mi kartkę z jakimiś bazgrołami
Ti: Tu masz mapkę jak dotrzeć z centrum do domu. Ja będę musiała ci jeszcze kupić książki więc nie zdążę po ciebie przyjechać.-Powiedziała- Tu masz kluczę. Jak wrócisz do domu powinnam za niedługo być -Dodała wręczając mi klucze które również wrzuciłam do plecaka. Po chwili stałam już przed dużym centrum handlowym. Niepewnie weszłam do środka rozglądając się przy tym. Po dłuższym chodzeniu po sklepach wyszłam przed budynek z siedmioma torbami. Czułam się niezręcznie. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu więc wyciągnęłam karteczkę z mapą do domu. Było już ciemno więc gdy szłam przez ulice w których nikogo nie było przyspieszałam tępa. Gdy byłam już kilka kroków od furtki usłyszałam za sobą głośne szczekanie psa. Odwróciłam się a za mną stał duży owczarek francuski. Patrzył na mnie swoimi ślepiami podczas gdy jego ogon machał na prawo i lewo. Pogłaskałam go lekko i poszłam dalej. Pies podążył za mną ale ja to zignorowałam. Myślałam o tym jak będzie w mojej nowej szkole. Gdy dotarłam do tak bardzo upragnionej furtki przypomniałam sobie o psie. Owczarek stał za mną cięgle mi się przypatrując. Po namyśle otworzyłam furkę wpuszczając psa do ogrodu. Otworzyłam drzwi domu zostawiając torby obok wejścia do salonu. Pobiegłam do kuchni urywając karteczkę i chwytając za długopis. Nabazgrałam informację dla ciotki, że za niedługo przyjdę i podreptałam w stronę korytarza. Pies stał na samym środku i grzecznie na mnie czekał. Mimowolnie się uśmiechnęłam
Sar: Chodź. Pójdziemy poszukać twojego właściciela. -Powiedziałam do psa a on zdaje się, że zrozumiał. Wyszłam z domu czekając na psa i zamknęłam drzwi. Szłam szybko rozglądając się za właścicielem psa. Wiedziałam, ze będzie to trudne ale nie mogłam zostawić psa na pastwę losu. Rozglądając się tak zauważyłam wysokiego mężczyznę rozglądającego się nerwowo. Pies po chwili też go zauważył i zaczął szczekać. Chłopak odwrócił się w naszą stronę. Gdy dotarłam dosyć blisko zauważyłam jego czerwone włosy. Jego szare oczy piorunowały mnie wzrokiem więc zatrzymałam się i poczekałam aż pies wróci do właściciela. Gdy zguba stanęła koło chłopaka ten odezwał się do mnie
...: Co mu zrobiłaś...? -Powiedział zimnym głosem. Po chwili ciszy odezwałam się
Sar: Nic mu nie zrobiłam. Sam do mnie przyszedł -Powiedziałam wzruszając ramionami. Nie bałam się. Przecież nie może mi nic zrobić. Chłopak popatrzył na mnie
...: Ta jasne...Bo ci uwierzę -Prychnął. Odpowiedziałam takim samym prychnięciem.
Kas: Kastiel jestem. -Odpowiedział po chwili podając mi rękę. Popatrzyłam to na nią to na niego
Sar: Miło mi. Ale ja niestety muszę już iść -Powiedziałam ignorując rękę i kucając przy psie- Do zobaczenia -Powiedziałam głaszcząc go po łbie. Podniosłam się i bez słowa odeszłam. Włożyłam ręce do spodni i patrzyłam w gwiazdy. Po kilku minutach popatrzyłam przed siebie. Odruchowo się rozglądnęłam. No nie...Zgubiłam się. Szybko poszukałam wzrokiem kogokolwiek kto mógłby wskazać mi drogę. Niestety nikogo nie widziałam. Zrezygnowana usiadłam na ławce podkulając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Co chwilę spoglądałam czy ktoś nie przechodzi obok mnie. Po chwili zrezygnowana spuściłam głowę zamykając oczy. Myślałam o tym jak dotrę do domu. Moje rozmyślenia przerwało krótkie chrząknięcie. Szybko podniosłam głowę. Nade mną stał wysoki chłopak. Ubrany był w niebieski t-shirt, pomarańczową bluzę, ciemno zielone spodnie a jego włosy były koloru...NIEBIESKIEGO!! Popatrzyłam na niego trochę rozkojarzona. Po chwili przypomniało mi się o co mam zapytać i gdy chciałam się odezwać chłopak był szybszy
...: Wszystko dobrze ? Co robisz tu o tej porze sama...
Sar: O to samo mogła bym zapytać ciebie -Powiedziałam z uśmiechem- Dopiero co się tu przeprowadziłam i tak jakby się...zgubiłam -Odparłam po chwili. Chłopak uśmiechnął się
radośnie. Odwzajemniłam jego gest i podniosłam się z ławki.
Chłopak nie zapytał się na jakiej ulicy mieszkam. Dla mnie to dobrze ponieważ jeszcze jej nie zapamiętałam. Podczas drogi rozmawialiśmy z zapałem i dowiedziałam się trochę o chłopaku. Na imię miał Alexy. Ma brata bliźniaka o imieniu Armin. Chodzi do liceum "Słodki Amoris" Od niedawna. Dowiedziałam się też o tym, że woli chłopców. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Zanim się obejrzałam byliśmy pod bramą parku. Popatrzyłam na Alexego z uśmiechem
Sar: Dzięki Alexy. Mieszkam nie daleko. Do zobaczenia! -Odpowiedziałam po czym pomaszerowałam w stronę tak bardzo upragnionego domu. Gdy nacisnęłam klamkę i wmaszerowałam do pomieszczenia od razu napadła mnie ciotka.
Ti: Gdzieś ty była! Zaczynałam się martwić! -Wykrzyknęła nie dając mi odpowiedzieć. -Na górze masz swoje książki oraz zeszyty do przedmiotów. Teraz zmykaj i idź spać. -Powiedziała gdy już trochę ochłonęła. Nie chcąc się jej sprzeciwić zabrałam torby i pobiegłam do mojego pokoju. Przed spaniem chciałam porozkładać rzeczy do szafek więc bez namysłu zabrałam się do układania. Gdy skończyłam na zegarze elektronicznym widniała godzina pierwsza. Zmęczona zabrałam z szafy swoją nową piżamę i poczłapałam do łazienki. Po dziesięciu minutach byłam już gotowa do wskoczenia pod kołdrę. Szybko podreptałam do łóżka i ułożyłam się w nim. Moją ostatnią myślą była moja szkoła...Moja nowa szkoła...
Subskrybuj:
Posty (Atom)